Magia ›
Kuźnia Mroku -
Dział Magia -
Geometria -
Magia Wicca -
Publikacje Portalu Mrooczlandia -
Teozofia -
Wielka Księga Czarów i Zaklęć
|
Ziemia, na której się ukrywałem, stała się mokra od jakiejś substancji, gdyż znajdowałem się nieco niżej. Dotknąłem tej wilgoci i zrozumiałem, że to krew. Przerażony, krzyknąłem i w ten sposób zdradziłem swoją obecność. Obrócili się w moją stronę i ujrzałem ohydę, wyciętą na ich piersiach nożami w celu podniesienia kamienia; z jakiejś mistycznej przyczyny wiedziałem, że nie było to święte. Wiedziałem też, że krew jest pożywieniem tych duchów, dlatego właśnie pole po bitwie świeci nienaturalnym światłem, które jest znakiem, że te istoty właśnie się pożywiają. Niech ANU ma nas wszystkich w opiece! Mój krzyk zmienił ich rytuał w chaos i nieporządek. Zacząłem uciekać górską ścieżką, którą tu przybyłem, a kapłani poczęli mnie ścigać, kilku zostało z tyłu, zapewne w celu dokończenie Rytuałów. I kiedy tak biegłem jak szaleniec przez zimną noc, a serce rosło mi w piersi i głowa zaczęła robić się gorąca, trzask rozłupywanych skał i huk grzmotu dobiegł mnie z tyłu me zatrząsł ziemią, po której biegłem. Przerażony, upadłem na ziemię. Podnosząc się, obróciłem się by stawić czoło atakującym, mimo iż byłem nieuzbrojony. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast kapłanów starożytnego horroru, nekromantów zakazanej Sztuki ujrzałem opadające na trawę czarne szaty, bez śladu ciał ich właścicieli. Podszedłem ostrożnie pierwszego i przy pomocy długiej gałęzi podniosłem togę z gąszczu zarośli. Z kapłana zostało tylko trochę mazi, niczym zielony olej, o zapachu zwłok długo gnijących na słońcu. Ten smród nieomal mnie powalił me, ale byłem zdecydowany odnaleźć innych, aby sprawdzić czy spotkał ich ten sam los. Wracając tą samą ścieżką, która jeszcze przed chwilą uciekałem, odnajdywałem innych mrocznych kapłanów, znajdowali się w takim samym stanie co poprzedni. Szedłem dalej, mijając po drodze więcej szat, ale nie miałem już ochoty podnosić ich z ziemi. W końcu dotarłem do miejsca, w którym szary kamień unosił się w powietrzu na rozkaz kapłanów. Opadł już teraz z powrotem na ziemię, ale znaki nadal świeciły nienaturalnym światłem. Węże lub to, co wziąłem wtedy za węże, znikły. Ale w resztkach ogniska, teraz ciemnych i zimnych, leżała błyszcząca metalowa tabliczka. Podniosłem ją i ujrzałem, że również jest pokryta znakami tak jak kamień, bardzo zawiłymi, w stylu jakiego nie mogłem pojąć. Nie była pokryta tymi samymi znakami co kamień, ale miałem uczucie jakbym mógł nieomal odczytać litery, ale nie umiem, tak jakbym znał ten język ale go dawno zapomniał. Głowa zaczęła mnie boleć jakby pukał mi w nią diabeł, kiedy promień księżycowego światła uderzył w tabliczkę (wiem teraz , co to było), a Głos wszedł mi do głowy i opowiedział mi o sekretach zdarzeń, których byłem świadkiem, jednym słowem: KUTULU W tym momencie, kiedy tak drapieżnie wyszeptano mi do ucha, zrozumiałem. Spośród tych trzech symboli wyrytych w kamieniu, pierwszy jest znakiem Rasy spoza Gwiazd i nazywa się ARRA w języku Skryby, który mnie go nauczył, emisariusza Starszych. W języku najstarszego miasta Babilonu nazywa się UR. Jest to Sigil Zobowiązania Starszych Bogów, i kiedy go zobaczą, ci , którzy nam go dali, nie zapomną o nas. Przyrzekli!!! Duchu Niebios, pamiętaj!!!