Portal Mrooczlandia



[ Księga Wilkołaków ]

Rozdział XII
Marszałek De Retz cz. II: Śledztwo

Pojawienie się Marszałka - Pierre de l'Hospital - Rekwizycja - Odroczenie Procesu - Powitanie Marszałka i jego sług - Zeznania Henriet'a - Przekonanie Pontou do wyznania całej prawdy - Odroczony proces nie przyspiesza - Niepewność Księcia Brytanii

W dniu dziesiątego października, Nicolas Chateau, notariusz księcia, udał się do Château of Bouffay, aby odczytać więźniowi wezwanie do stawienia się osobiście rano przed Jaśnie Panem de l'Hospital, Przewodniczącym Brytanii, Deputowanego z Rennes, i Najwyższego Sędziego Księstwa Brytanii.

Pan de Retz, który był przekonany iż zostanie wysłany do zakonu Karmelitów jako nowicjusz, był ubrany na biało, i zajmował się śpiewaniem litani.
Gdy odczytano wezwanie, polecił ugościć notariusza winem i ciastkami, i powrócił do swych modłów z widoczną dla wszystkich skruchą i pobożnością.

Nazajutrz Jean Labbé i czterech żołnierzy doprowadziło go do komnat sądu.
Zapytał się o możliwość towarzyszenia mu Pontou i Henriet, lecz nie wyrażono na to zgody.

Przyozdobił się wszystkimi swymi wojskowymi odznaczeniami, pragnąc tym samym wywołać wrażenie na sędziach; wokoło karku zawieszone miał masywne złote łańcuchy, i nosił kilka rycerskich pierścieni.
Jego ubranie, z wyjątkiem jego purpoint'u (purpiont - dawna odmiana stroju wierzchniego - przyp. tłumacza), było białe, co miało wyrażać jego skruchę.
Jego purpoint był z perłowo-szarego jedwabiu, obity złotymi gwiazdami, i oplatał się wokoło jego tali szkarłatnym pasem, z którego, w szkarłatnych pochwach zwisały sztylety.
Jego kołnierz, mankiety i krawędzie jego purpoint'a były obszyte futrem z białych gronostajów,jego mała okrągła czapka była biała, otoczona wokoło paskiem z gronostajów, które to mieli prawo nosić tylko wielcy panowie feudalni Brytanii.
Cała reszta jego ubrania, łącznie z butami, które były długie i spiczaste, była biała.

Na pierwszy rzut oka nikt nie pomyślałby że Pan de Retz posiada aż tak okrutną i złośliwą naturę jak to podejrzewano.
Przeciwnie, jego fizjonomia sugerowała iż jest on spokojnym i flegmatycznym człowiekiem, troszkę bladym, i promienującym melancholią. Jego włosy i wąsy miały jasnobrązowy kolor, i jego broda była przycięta na szpicę. Owa broda nie przypominała żadnej innej brody, była czarna, lecz przy odpowiednim świetle wydawała się posiadać niebieski odcień, i z powodu owej właściwości czasami Pana de Retz obdarzano przydomkiem "Błękitno-brody", nazwą która kojarzyła go z popularną powieścią romansową, która to powieść w czasie owego procesu de Retza uległa straszliwej przemianie (w stronę współczesnie znanej formy opowieści o "Sino-brodym" - przyp. tłumacza).

Lecz przy bliższym przyjrzeniu się twarzy Gilles'a de Retz, można było spostrzec zaciśnięte usta, nerwowo drgające usta, spazmatycznie drgające brwii, i ponad nimi, złowieszczy wyraz oczu, wyrażających dziwne i straszliwe uczucie promieniujące od owego człowieka. Chwilami szczerzył swe zęby niczym dzikie zwierzę przygotowujące się do ataku, a wtedy jego policzki stawały się ściśnięte i wklęsłe, jakby zapadły się i były ze sobą sklejone, niejako do jego zębów, których to kolor był bardzo niedostrzegalny.

Od czasu do czasu jego oczy zastygały w bezruchu, i źrenice ulegały rozszerzeniu, wraz z czym zaczynały w nich drgać ciemne i mroczne płomyki, a wtedy to tęczówki zaczynały wypełniać całe oczy, które wydawały się być okrągłe, i chowały się wgłąd oczodołów. W tych chwilach jego cera stawała się sina i trupia; jego czoło, szczególnie tuż ponad nosem, pokrywało się głębokimi bruzdami, a jego broda wydawała się być napuszona, i przyjmować swój błękitny odcień.
Lecz, po kilku chwilach, jego postać znów zaczynała się wydawać spokojna, z słodkim uśmiechem goszczącym na jego ustach, co wyrażało odprężenie zmierzające ku łagodnej melancholii.

"Panowie," powiedział, pozdrawiając swych sędziów, "Błagam was o przyspieszenie mej sprawy, i jak najszybsze zamknięcie mej nieszczęśliwej sprawy; albowiem niepokoję się poświęceniem się służbie Bogu, który wybaczy mi me wielkie grzechy. Postaram się nie osłabnąć, i zapewniam was, iż ufunduję kilka kościołów w Nantes, i rozdam większą część mych dóbr biedakom, aby zapewnić zbawienie mej duszy."

"Monseigneur," odpowiedział z pełną powagą Pierre de l'Hospital: "Zawsze dobre jest myślenie o zbawieniu duszy; lecz, jeśli nam pozwolisz, to uważam iż jesteśmy skupieni tutaj nad tym by zbawić twe ciało."

"Wyspowiadałem się ojcowi przełożonemu Karmelitów" odpowiedział spokojnie marszałek; " i dzięki uzyskanemu od niego rozgrzeszeniu, jestem gotów do porozumienia się: stąd też jestem niewinny i oczyszczony."

"Ludzki sąd nie jest zbieżny z sądem Boga, monseigneur, i nie mogę powiedzieć ci jaki będzie dotyczący ciebie wyrok. Przygotuj się na obronę, i wysłuchaj oskarżeń wysuniętych wobec ciebie, które to przeczyta porucznik Prokuratory de Nantes."

Oficer wstał, i przeczytał listę oskarżeń, którą poniżej przytaczam w postaci streszczonej:
"Wysłuchawszy gorzkie skargi kilku mieszkańców diecezji Nantes, których imiona brzmią następująco (tutaj był spis rodziców zaginionych dzieci), my, Philippe de Livron, porucznik , zastępca Prokuratury de Nantes, zaprosiliśmy, i wraz z zaproszonym, wielce szlachetnym i mądrym panem Pierre de l'Hospital, Przewodniczącym Brytanii, rozpoczynamy ten proces wielce wysokiego i potężnego pana, Gilles'a de Laval, Pana de Retz, Machecoul, Ingrande i innych włości, Królewskiego Doradcę, i Marszałka Francji:

"Ponieważ jak powiadają, Pan de Retz porywał i przyczyniał się do porwań wielu małych dzieci, nie tylko dziesięciu, lub dwunastu, lecz też trzynaście, czternaście, piętnaście i szczesnaście, sto, dwieście i więcej, zamordował i zabił je w bardzo nieludzki sposób, po czym je spalił, przemieniając ich ciała w popiół:

"Ponieważ trwając w źle, wymieniony już wyżej Pan, pomimo wszystko mocy które były przypisane Bogu, i z powodu to których każdy powinien być posłuszny i wierny swemu księciu, (...) zamordował Jean Leferon, poddanego Księcia Brytanii, utrzymując iż uczynił go strażnikiem w forcie Malemort, co wmawiał osobie o imieniu Geoffrey Leferon, jego bratu, któremu to wmówił jako osoba władająca owym miejscem:

"Ponieważ jak to mówią, Pan zmusił Jean Leferon do poddania się w owym miejscu, i ponadto wycofał go wasza lordowska mość z Malemort pomimo rozkazu księcia i nakazu sądowego:

"Ponieważ jak to powiadają, Pan aresztował Mistrza Jean'a Rousseau, sierżanta księcia, który został do was wysłany z rozkazami od księcia, i pobiliście go oraz jego ludźmi, pomimo iż był on pod ochroną jego łaskawości:

"Wnioskujemy iż wspomniany Pan de Retz, mordował naprawdę i odnosząc się do pierwszego wymienionego zarzutu, buntu i zbrodni jako kolejnych, powinien zostać zdegradowany do pozycji kaprala, i zapłacić karę w postaci jego majątku w postaci lądów i dóbr będących lennem owego szlachcica, a owe zaś powinny zostać skonfiskowane i zwrócone do korony Brytyjskiej."

Owa rekwizycja była oczywistą próbą uratowania życia Panu de Retz; za przestępstwo zabójstwa nie groziło mu zbytnie pogorszenie warunków, w sposób taki który mógłby odrzucić lub odroczyć ów proces, podczas gdy za przestępstwo zbrodni i buntu wobec Księcia Brytanii dokonywano nagłośnienia i upublicznienia procesu.

Gilles de Retz był ostrzeżony o kierunku jaki może przyjąć ów proces, i przygotował się do całkowitego odrzucenia oskarżeń które mu na początku zarzucano.

"Monseigneur," powiedział Pierre de l'Hospital, którego widocznie zdziwiła forma rekwizycji: "Jak masz się zamiar w tego wytłumaczyć ? Złóż przysięgę na Piśmie św. iż będziesz mówił prawdę."

"Nie, panie!" odpowiedział marszałek. "Świadkowie są zmuszani do składania przysięg prawdomówności, lecz osoby oskarżone nigdy nie są zmuszane do składania tej przysięgi."

"Tak więc," odpowiedział sędzia, "Prosiłbym cię o to, ponieważ oskarżony może być poddany torturom i zmuszony do mówienia prawdy."

Gilles de Retz zbladł, zadrgały mu usta, i obrzucił złośliwym wzrokiem nienawiści Pierre de l'Hospital; poczym, uspokoiwszy swą twarz, zaczął mówić z widocznym wyciszeniem:
"Panowie, nie zaprzeczam iż zachowywałem się wrogo w przypadku Jean'a Rousseau; lecz, jeśli mi wybaczycie, pozwolę sobie powiedzieć że omawiany właśnie Rousseau był podpity, i zachowywał się w tak bardzo niestosowny sposób w obecności mych służących, iż było to wielce nieznośne. Lecz odrzucam pomówienia o dokonanie zemsty na braciach Leferon'a: Jean oznajmił mi że Jego Brytyjska Łaskawość konfiskuje moją fortecę, którą to dopiero co zamierzałem mu sprzedać, i z tego też powodu nie otrzymam za nią zapłaty; zaś Geoffrey Leferon rozpowszechniał wzdłuż i wszerz po kraju iż jestem wypędzony z Brytanii z powodu oskarżeń o zdradę i bunt. Aby ukarać go, ponownie zająłem mą fortecę w Malemort. Zaś co się tyczy pozostałych zarzutów i oskarżeń, to nie mam nic więcej do powiedzenia niż to, iż są one tylko zwykłymi kłamstwami i oszczerstwami."

"Rzeczywiście" zawołał Pierre de l'Hospital, którego krew zagotowała się przeciwko bezczelnemu nieszczęśnikowi który stał naprzeciw niego. "Wszystcy świadkowie którzy skarżyli się na utratę swych dzieci, kłamali pomimo złożonej przysięgi!"

"Niewątpliwie, skoro oskarżają mnie o wyrządzenie im szkody.
Co ja mogę o nich wiedzieć, czy jestem ich strażnikiem ?"

"Odpowiadasz niczym Kain!" oświadczył Pierre de l'Hospital, powstając z swego krzesła w porywie emocji. "Niemniej, skoro odrzucasz ten zarzut, to musimy przesłuchać Henriet i Pontou."

"Henriet, Pontou!" wykrzyknął marszałek, dygocząc przy tym cały; "oni mnie zupełnie o nic nie oskarżają!"

"Na razie jeszcze nie, nie zostali przesłuchani, lecz zostaną doprowadzeni do sądu, i nie spodziewam się by kłamali w twarz sprawiedliwości."

"Żądam aby moi słudzy nie byli świadkami oskarżenia przeciwko swemu panu," powiedział marszałek, jego oczy rozszerzyły się, czoło zmarszczyło się, i niebieskawa broda zmarszczyła się na podbródku: "albowiem ich pan jest ponad plotkami rozpowiadanymi i rozsiewanymi przez swych sług."

"Czy podejrzewasz więc, messire, że twoi słudzy cię o coś oskarżą?"

"Żądam aby mnie, marszałka Francji, barona księstwa, chroniono przed pomówieniami ze strony maluczkich ludzi, których to się wyrzekam, jako i mych sług jeśli są nieszczerzy wobec swego pana."

"Messire, widzę że będziemy musieli cię poddać łamaniu na kole, lub nic od ciebie nie dowiemy."

"Hola! Odwołuję się do jego łaskawości Księcia Brytanii, prosząc o odroczenie sprawy, abym mógł się poradzić w sprawie wysuwanych przeciwko mnie oskarżeń, które to się odrzucam, i będę odrzucać."

"Tak więc,odraczam sprawę do dnia 25 tego miesiąca, abyś mógł się przygotować i ustosunkować wobec wysuwanych wobec ciebie oskarżeń.."

W drodze powrotnej do więzienia, marszałek minął Henriet i Pontou którzy zostawli przywiedzeni do sądu. Henriet udawał że nie widzi swego pana, ale Pontou na jego widok wybuchnął płaczem na jego powitanie. Marszałek podał mu swą rękę, i Pontou ją czule ucałował.

"Pamiętaj o tym co dla ciebie zrobiłem i bądź wiernym sługą," powiedział Gilles de Retz. Henriet zadrżał z odrażenia, i marszałek poszedł dalej.

"Będę zeznawał," wyszeptał; "albowiem mamy też i innego pana prócz naszego biednego pana de Retz, i będziemy niebawem wraz z nim w niebie."

Przewodniczący nakazał urzędnikowi odczytać ponownie rekwizycję wobec dóbr pułkownika, tak aby dwaj przypuszczalni wspólnicy Gilles'a de Retz mogli się dowiedzieć o oskrażeniach wysuniętych wobec ich pana. Henriet wybuchnął płaczem, gwałtownie drżąc, i krzycząc iż zezna wszystko. Pontou, wystraszony, próbował przeszkodzić swemu towarzyszowi, mówiąc iż Henriet ma problemy z swoją głową, i wszystko co może powiedzieć, będzie obłąkańczymi majakami szaleńca.

Zapadła nad nimi cisza.

"Będę zeznawał," powtórzy Henriet i ośmielam się nie mówić o potwornościach o których to wiem iż miały miejsce, przed wizerunkiem naszego pana Chrystusa; "i wskazał drżąc na wielki krucyfiks umieszczony ponad krzesłem sędziego.

"Henriet." zajęczał Pontou, ściskając jego dłońs, "zniszczysz siebie a także też i swego pana."

Pierre de l'Hospital powstał, i wraz z tym zasłonił sobą figurę Zbawcy.

Henriet, który miał trudność w opanowaniu swego roztrzęsienia, zaczął składać swe zeznania.

Brzmiały one następująco:-

Po opuszczeniu uniwersytetu w Angers, uzyskał posadę herolda / osoby odczytującej pisma w domu Gilles'a de Retz. Marszałek polubił go, i uczynił go swych szambelmanem i zaufaną osobą.

Z powodu Sire de la Suze, brat Pana de Retz, opanował zamek Chantoncé, Charles de Soenne, który dotarł do Chantoncé, przekonywał Henriet'a iż odnalazł w lochach barszty pewną ilość martwych dzieci, niektóre z ich ciał były pozbawione głowy, inne zaś okrutnie pokaleczone. Henriet sądził potem iż były to pomówienia rozsiewane przez Pana de la Suze.

Lecz gdy jakiś czas później, po tym jak Pan de Retz odbił zamek Chantoncé i zamierzał sprzedać go Księciu Brytanii, pewnego wieczora wezwał Henriet, Pontou, i jakiegoś tam Petit Robin do swej komanty; dwa wieczory później już byli zaznajomieni z tajemnicami swego pana. Lecz przed wyznaniem wszystkiego Henriet'owi, De Retz wymusił złożenie przez niego przysięgi iż nigdy tego nikomu nie wyjawi. Przysięga została złożona, i Pan de Retz, mówiąc do ich trójki, powiedział iż nazajutrz rano przyjedzie oficer księcia aby w imieniu księcia zająć zamek, i stąd też konieczne jest, aby nim będzie to miało miejsce, całkowicie oczyścić zamek z zwłok dzieci, i owe zwłoki mają zostać załadowane do skrzyń, po czym przewiezione do zamku w Machecoul.

Henriet, Pontou, i Petit Robin udali się razem, uzbrojeni w liny i haki, do wieży gdzie znajdowały się ciała. Całą noc trudzili się nad usuwaniem na wpół rozłożonych ciał, i gdy już wypełnili nimi trzy wielkie skrzynie, zostały one wysłane łodziami w dół rzeki Loary, do Machecoul, gdzie zostały zredukowane do postaci popiołów.

Henriet naliczył trzydzieści sześć dziecięcych głów, lecz bardzo wiele ciał było pozbawionych głowy. Owe nocne prace, jak zeznał, źle wpłynęły na jego wyobraźnię, i od tamtej pory ciągle nawiedzały go wizje owych toczących się głów, niczym w grze w kręgle, i wydających jęki przy zderzeniu.

Henriet wkrótce zaczął zbierać dzieci dla swego pana, i był obecny przy ich masakrowaniu. Były one ciągle mordowane w pewnej komnacie w Machecoul. Marszałek używał ich krwii do kąpieli; miłował gdy Gilles do Sillé, Pontou, lub Henriet torturowali je, i doświadczał intensywną przyjemność w obserwowaniu ich agonii. Lecz największą przyjemność sprawiało mu zanurzanie się w ich krwii. Jego słudzy zadawali dziecku cios w miejsce ponad tętnicami szyjnymi, i pozwalali aby tryskała z nich krew.
Komnata często była zalana krwią.Kiedy w końcu dokonano juz owego straszliwego czynu, i dziecko było martwe, marszałek popadał w smutek z powodu owego czynu, i rzucał się błagając i modląc do łóżka, lub zaczynał namiętnie recytować żarliwie modlitwy i litanie na kolanach, podczas gdy jego słuszy myli podłogę, i spalali w wielkich ogniskach ciała zamordowanych dzieci. Wraz z ciałami palono również odzież i wszystko co należało do tych nieszczęsnych maleństw.
Komnatę ogarnął nieznośny odór, lecz marszałek de Retz wdychał go z zachwytem.

Henriet zeznał iż doprowadził w ten sposób do uśmiercenia czterdziestu dzieci, i zdołał opisać kilka z nich, dzięki czemu można było zidentyfikować je pośród dzieci których zaginięcie zgłoszono.

"To wielce nieprawdopodobne," powiedział porucznik, który starał się jak tylko mógł, ratować marszałka "Niemożliwe iż owe ciała mogły zostać spalone w palenisku kominka."

"Zostało to zrobione, ze wszystkimi, messire," odpowiedział Henriet.
"Palenisko kominka jest bardzo wielkie, zarówno w hotel Suze, jak też i w Machecoul; spiętrzyliśmy wielkie sterty chrustu i kloców drewna, po czym położyliśmy na nich ciała martwych dzieci. W kilka godzin było po pracy, i wyrzuciliśmy popiół przez okno do fosy."

Henriet przypomniał sobie sprawę dwóch synów Hamelin'a; powiedział że podczas gdy jedno z nich było poddawane torturom, to drugie klęczało płacząc i błagało Boga, aż nadeszła na nie pora.

"To co mówisz odnośnie ekscesów Messire de Retz," orzekł porucznik prokuratury, "wydaje się być czystymi wymysłami, całkowicie nieprawdopodobnymi rzeczami. Najbardziej zdeprawowane zbrodnicze potwory nigdy nie dopuszczały się takich zbrodni, wyjątkiem byli jedynie niektórzy dawni rzymscy cesarzowie."

"Messire, to właśnie owe czyny owych cesarzy mój Pan de Retz starał się naśladować. Specjalnie dla niego czytałem kroniki Swetoniusza i Tacyta, w których to owe okrucieństwa zostały opisane.
Zachwycał się słysząc o nich, i stwierdził iż większą przyjemnością sprawia mu możliwość ścięcia głowy dziecku niżli uczestniczenie w uczcie.
Czasami siadał na piersi maleństwa, i z nożem w ręku rozcinał ciało na dwie połowy począwszy od głowy; czasami bardzo powoli podrzynał gardło do połowy, tak aby dziecko mogło się wykrwawić, i i umywał swe ręce oraz brodę w jego krwii. Kiedy indziej zaś, odrąbywał od kopusu wszystkie członki ciała; innym razem zaś nakazywał zawieszać dzieci na tak długi czas, aż będą bliskie śmierci, a wtedy zdejmować je i podrzynać im gardła. Pamiętam jak przyprowadziwłem do niego trzy małe dziewczynki, które prosiły o jałmużnę u wrót zamku.

Nakazał mi poderżnąć im gardło w czasie gdy będzie na to patrzał. André Bricket znalazł kolejną małą dziewczynkę płaczącą na progu domu w Vannes z powodu utraty swej matki. Przyprowadził owe maleństwo - będące jeszcze dzieckiem - na swych rękach do mego pana, i zostało one przed nim zabite. Pontou i ja uprzątnęliśmy ciało. Wrzuciliśmy je do wychodka w jednej z wież, lecz ciało zawisło na jednym z gwoździ wystających z zewnętrznych ścian, tak iż było widoczme dla każdego kto przechodził obok. Pontou zszedł w dół na linie, i z wielkim trudem zdołał je odczepić."

"Ile dzieci, wg. ciebie, mógł zabić Pan de Retz wraz z swymi sługami ?"

"Szacunki są dosyć obszerne. Ja, w swoim udziale, przyznaję się do zabicia dwunastu z mej ręki, na polecenie mego pana, i przywiedzenia do niego sześćdziesięciu dzieci. Wiem że owe rzeczy były ukrywane w tajemnicy zanim zostałem dopuszczony do poznania owego sekretu; w zamku Machecoul który został na krótki okres czasu zajęty przez Sire do la Sage. Mój pan odzyskał go szybko, wiedząc o tym iż w zamkowej stodole zostało ukrytych bardzo wiele ciał dzieci. Było ich tam czterdzieści i ciała te były bardzo suche oraz czarne niczym węgiel, albowiem zostały osmalone. Jedna z dam Pani de Retz weszła przypadkiem na strych i zobaczyła owe ciała. Roger de Briqueville chciał ją zabić, lecz marszałek mu na to nie pozwolił."

"Czy chciałbyś coś jeszcze powiedzieć?

"Nic. Proszę Pontou, mego przyjaciela, aby potwierdził to co teraz powiedziałem."

To zeznanie, tak wielce drobiazgowe i szczegółowe, wywarło na sędziach wrażenie wielkiego strachu. Ludzka wyobraźnia w tym czasie nie dorosła do zbadania owych misterii czystego okrucieństwa. Kilka razy, gdy Henriet zeznawał, przewodniczący ukazał swe zdziwienie i oburzenie kreśląc na sobie symbol krzyża. Parę razy jego twarz nabrała szkarłatnego koloru, a oczy opadłu; przycisnął swą dłoń do brody, aby upewnić się iż nie znajduje się w jakimś komszarnym śnie, cały drżał ze strachu.

Pontou nie przyłączył się do zeznań które złożył Henriet; lecz gdy został o to poproszony, opuścił głowę, smutnie rozglądając się po komnacie sądu, i smutno westchnął.

"Etienne Cornillant, znany także jako Pontou, nakazuję ci w imieniu Boga i sprawiedliwości, abyś zeznał nam wszystko co wiesz."

Te żądanie Pierre do l'Hospital pozostało bez odpowiedzi, i Pontou wyglądał na starającego się z całych sił nie oskarżać swego pana.

Lecz Henriet, rzucając się w ręce swego wspólnika, błagał go, aby jeśli ceni swą duszę, nie opierał się dłużej wezwaniom Boga; i by przy tym rzucił światło na niejasne czyny których dopuszczał się wraz z Panem de Retz.

Porucznik prokuratury, który dotychczas dążył do złagodzenia lub skompromitowania zarzutów wysuwanych wobec Gilles'a de Retz, podjął ostatnią próbę zrównoważenia obciążających zeznań złożonych przez Henriet'a, i wycofania Pontou z ścieżki którą wybrał.

"Słyszałeś, monseigneur," powiedział do przewodniczącego, "o owych okrucieństwach o których zeznał nam Henriet, i ty, oraz też ja, rozważ czy to co on zeznał przed chwilą to czyste wymysły, wytworzone z powodu gorzkiej nienawiści i w celu zaszkodzenia swemu panowi. Stąd też nakazuję aby Henriet został położony na łożu tortur, i potwierdził iż skłamał w swych zeznaniach."

"Zapomniałeś," odpowiedział de l'Hospital, "iż łoże tortur jest przeznaczone dla osób które nie chcą zeznawać, nie zaś dla osób które chcą się uwolnić od ukrywania wiedzy o dokonanych przestępstwach których to się dopuścili. Tak więc, zarządzam aby drugi oskarżony, Etienne Cornillant, alias Pontou, został położony na łożu tortur jeśli nadal będzie kontynuował swe milczenie. Pontou! będziesz zeznawał czy nie ?"

"Monseigneur, on będzie mówił!" oświadczył Henriet. "Oh, Pontou, drogi przyjacielu, nie opieraj się już więcej Bogu."

"A więc, panowie," powiedział Pontou, z uczuciem; "usatysfakcjonuję was; nie zdołam obronić mego biednego pana przez zarzutami jakie wysunął przeciwko niemu Henriet, który wyznał wszystko ze strachu przed wiecznym potępieniem."

Następnie w pełni udowodnił wszystkie zeznania innych osób, dodając nowe fakty o tym samym charakterze, znane tylko jemu.

Pomimo przyznania się do winy Pontou i Henriet'a, odroczone śledztwo nie zostało przyspieszone. Było ono zbyt proste od czasu pojmania wspólników owego nieszczęsnego człowieka; lecz książe, który został powiadomiony o przebiegu procesu, nie życzył sobie zwiększenia otaczającego ów proces skandalu związanego z powiększeniem się liczby stawianych zarzutów. Wręcz zabronił zbadania i przeszukania zamków i posiadłości Pana de Retz, obawiając się wyjścia na jaw śladów najnowszych przestępstw, bardziej tajemnicznych i bardziej straszliwych niż dotychczas poznane.

Niepokojące wieści rozniósły się po kraju wraz z tym jak dokonano owych odkryć, żądając aby religijność i moralność, które zostały tak wielce znieważone, zostały jak najszybciej pomszczone. Ludzie zastanawiali się nad odwlekaniem wydania wyroku, w Nantes i głośno mówiono o tym iż Pan de Retz jest wystarczająco bogaty, aby zdołał wykupić sobie życie. Prawdą jest iż Pani de Retz zdołała wybłagać zarówno u króla, jak i u ksęcia wybaczenie dla swego męża; lecz książe, posłuchawszy się porady biskupa, zabronił jej używać swego autorytetu wtrącania się w sprawy sprawiedliwości; także też i król, po wysłaniu jednego z swych doradców do Nantes w celu zbadania sprawy, zdecydował aby się w to nie wtrącać.



Powrót do Księgi Wilkołaków




ميترا / मित्र / Ми́тра / Mitra
Mitra Taus Melek

Misja | Polityka Prywatności | | Pióropusz.Net | Magical-Resources.Net


Portal Mrooczlandia www.Mrooczlandia.com
Wszelkie prawa zastrzeżone ©